Wyprawa 6

ZIMA 2001

08.12.2001 - połowa weekendu już prawie minęła. Wczesna godzina 23.15 -Kali odzywa się na GG -"masz ochotę na wycieczkę"? Jasne że mam!!! To jutro zajedziemy po ciebie o 8.45. Jednym słowem - krótka piłka. I jak tu nie lubić tych chłopaków, zawsze planują wszystko z tak dużym wyprzedzeniem... Szybki skok po kanałach w TV. JEST!!! - spóźniona prognoza pogody na jednym z programów lokalnych. Sympatyczna pani oznajmiła, że w nocy temperatura spadnie do ok. -18*C, ale ciśnienie będzie wysokie. Co tam, przynajmniej jeden ze wskaźników powyżej normy. Podobno w Rosji jest zimniej...

Nad ranem budzę się przed budzikiem. Zawsze tak jest gdy nie muszę iść do szkoły. Ciepła herbatka do termosu, śniadanie do brzuszka i w drogę.

Miejsce zbiórki niespodziewanie zostaje zmienione, z akademików PB, na Choroszcz, ale trafiamy bez problemu. Stefan już czeka, po chwili dołączyła ekipa Hyundai Galloper Innovation. Wyruszamy na trasę ok. 10.00, po drodze ma do nas dołączyć Rafał swoim Wranglerem. Na wysokości jazu za Żółtkami w Uazie Stefana odpada drążek kierowniczy. Naprawa na miejscu na niewiele się zdała, jedziemy żółwim tempem na pobliską stację benzynową. Adrian Cheerokim pędzi po spawarkę i już po chwili zamocowany dożywotnio drążek może nadal spełniać swo je zadanie. Co prawda nadal nie działają hamulce, ale do czego mogą się przydać na bezdrożach...?

Dołącza się Rafał i pełnym składem lecimy w stronę Pańk nad Narwią. Pomimo dziesięciostopniowego mrozu nadal każdy głęboko wierzy że uda nam się znaleźć chociaż odrobinkę błotka (taki mikrosofcik). Jednak samochody podskakują na zmarzniętych koleinach jak na rodeo. Czujemy się jak kowboje. Pierwszy (i jak się później okazało- ostatni) na ślad błota wpadł Adrian. Zupełnie przypadkowo, podczas wyprzedzania Inn o wacji, wjechaliśmy na wydawałoby się twardy lód, który natychmiast się pod nami załamał. Na rzece zmarzlina grubości pięści, przez starorzecza Stefan śmigał Uazem, że aż się kurzyło, a my na środku pola wpadliśmy do jakiejś kałuży, która niewiadomo czemu nie chciała poddać się prawom natury i zamarznąć. Ale fajnie ;) !!!

Lód załamał się tylko pod pojazdem, skutecznie blokując możliwość wyjazdu do przodu, jak i cofnięcia w tył. Po raz pierwszy dziś przydała się linka do wyciągania.

Pozdrawiamy mijanych po drodze żniwiarzy (zbieraczy trzciny). Odmachują, ale zdziwienie na ich twarzach mówi, że nie na co dzień widują tu samochody.

Docieramy do Kruszewa i stamtąd odbijamy do Kolonii Topilec. Chcemy jeszcze raz pobawić się w miejscach, które na ostatniej wyprawie dały nam tyle radości. Niestety, okazuje się że wszystko jest skute lodem. Jesteśmy niepocieszeni :(

Ostatnią szansą jest mała, leżąca nieopodal, żwirownia. Gdy docieramy na miejsce, słońce powoli zaczyna się chować, na szczęście te najkrótsze dni w roku niedługo będą za nami. Po kolei pokonujemy kilka górek. Po namowach nawet Daniel decyduje się na użycie swojego Hyundaia. Z nami nie ma że boli, każdy musi spróbować ;). I trzeba przyznać, że w tym miejscu nas mile zaskoczył, jego Innowacja na szero kich kapciach, sprawowała się na żwirku nie gorzej od Jeepa Rafała. Udało się im pokonać naprawdę strome podjazdy. Jednak z najbardziej stromej górki zjechać nie chciał.

Żeby tradycji stało się zadość, Adrian podczas zjazdu tyłem z górki, zahaczył wydechem o ziemie. Ten zaś podwinął się jak ogon uciekającego kundla. Kolejny element samochodu został �zweryfikowany�...

Wreszcie odezwał się głód, nie było już wiadomo czy głośniej pracują silniki, czy nam burczało w brzuchach. Szybka decyzja- powrót do domu. Po drodze ustalamy, że dobrze by było spotkać się jeszcze raz przed świętami, przetrzeć kilka szlaków Mikołajowi (chyba wszyscy chcą dostać prezenty?). Może będzie już naprawiony Muscel i Uaz? Podobno szykuje się odwilż. Wyprawa na 6 samochodów to by było ju ż coś! Może uda się namówić jeszcze kogoś?

ARTURO (załoga Adriana - czerwony Szeroki)


 

Jak zwykle zbiórka u mnie (czyli u Stefana w Choroszczy)

Jest trochę zimno ale co tam wytrzymamy

Niestety zima dała znać o sobie . Mój samochód nie wyjechał z garażu o własnych siłach. Nie nie myślcie sobie, że nie odpalił, otóż odpalił ale skrzynia przymarzła i nie miałem wstecznego biegu. Ale po paru kilometrach już się znalazł.

Po chwili już jedziemy.

Testujemy dziś Hyundaia Gallopera. Jednak mróz (około -12) nie pomógł nam w tym. Gdyż nie było naszego ulubionego błota. Wszystko było kompletnie zamarznięte.

Dziś już od rana wszystko szło jakoś źle. Rafał zgubił papiery od Wranglera, więc jest w domu i jeszcze szuka ( potem do nas dołączy), a mi przy zjeździe z tej górki odpada drążek kierowniczy.

Doprowadziliśmy jakoś UAZa do najbliższej stacji benzynowej, Adriana Jeepem skoczyliśmy do mnie po spawarkę. Szybki remoncik i już po chwili cała ekipa ruszyła dalej w teren.

Wygląda to całkiem zabawnie, gdy Paweł spawa, a z boku wisi zakaz palenia papierosów. No w ko ńcu jest to stacja benzynowa.

I już jest wszytsko OK. Co prawda cieknie mi tylny cylinderek hamulcowy tak wiec hamulce mam dopiero po piątym naciśnięciu hamulca ale jest OK.

Jak już wspomniałem, wszystko jest dokładnie zamarznięte.

Tu ja przejeżdżam przez zamarzniętą odnogę Narwi.

A tu cała nasza ekipa raczy się wspaniałym grzańcem produkcji własnej Pawła. Tego nie można opisać. Mróz około -12C , wszyscy zmarznięci, a tu gorący, pyszny grzaniec. Co prawda starczyło tylko po małym łyczku ale wystarczyło i to.

I jedziemy dalej. Tu jeszcze niedawno (patrz wyprawa5 ) przejeżdżaliśmy i było całkiem głęboko, a dziś, sami zobaczcie...

Jedziemy dalej, wysokie kępy, oczywiście zamarznięte, no choć troch ę trudniej.

Wszyscy radzimy sobie z takim terenem, jednak jakoś nasz Galloper nie porusza się jak by sobie tego kierowca życzył. Może to wina jego typowo szosowych opon?

Oto krajobraz jaki widzieliśmy przez szyby naszych pojadów, wszystko kompletnie zmarznięte. Oto nasz największy kolega, no jak się pod nim nie załamało, to co tam jakiś Uaz czy Szeroki... ;-))

No i się w końcu udało. Galloper wjechał w dziurę, która wcześniej wybiły nasze samochody. No ale i tak co to za teren. Dwa tygodnie temu to byłocoś. Właśnie w tym miejscu w czasie poprzedniego wypadu, Rafał Wranglerem siękompletnie zakopał w błocie ( zobacz wypad5)

No i nasza ulubiona żwirownia (zobacz wypad3 ). Dwa zjazdy w dół i podjazd pod gore. każdy z nas pojechał, tylko Galloper jakoś tak dziwnie zrezygnował, no ale jak nie chciał to nie.

No i podjazd pod górę. Oczywiście Adrian wjechał, Rafał Wranglerem ze swoim potężnym silnikiem i blokada tylnego mostu, nie miał problemów.

No ale że mi się w końcu udało podjechać tu UAZem to się sam dziwię. Tyle już robiłem prób i nic, a tu nagle bez hamulców, zespawanym drążkiem kierowniczym? Jestem ciągle w szoku.

Foto: Kali i Arturo.

Komentarz przy fotkach Stefan.

 

I podsumowanie:

Od rana wszystko szło nie tak. Rafał zgubił dokumenty i blokował mu się w Wranglerze reduktor. W moim Uazie wyskoczył drążek kierowniczy i padły hamulce. Adrian zgiął pod kontem prostym (w dół) rurę wydechową i znowu mu się tylny zderzak jakoś tak do góry podgiął, że bagażnika otworzyć nie mógł. No i kompletnie nie wyszedł nam test Gallopera, a to z powodu temperatury. Wszystko było tak zamarznięte, że miałem wrażenie że zamiast jechać po łące, jadę po kamieniach.

A jakie plusy? Wspaniała zabawa i odkryliś my świetny teren . Jak tylko będzie odwilż to trzeba się tam wybrać. Będzie bardzo dużo błota i trudnych do przejechania miejsc. No ale jeszcze trochę zimy przed nami.

Stefan Ostrowski

Podstrona wyswietlana 29 razy.

Stefan Ostrowski - www.mojuaz.com
Wszystkie prawa zastrzeżone