Wyprawa 18

Stańczyki - Suwalski Park Krajobrazowy - Kanał Augustowski

Witajcie. Co prawda opisywana poniżej wyprawa była już jakiś czas temu, ale postaram się wam ją jak najdokładniej opowiedzieć - o ile pamiętam.

Otóż było to 2 maja 2004 roku.
Wyruszyliśmy z moją Agnisią - naszym UAZiątkiem w celu spędzenia miłego majowego weekendu. Postanowiliśmy wyruszyć z Białegostoku i kierować się w stronę Stańczyk, gdzie nasi znajomi organizowali - jak co roku - skoki na wahadle.
A więc trasa prosta. Ale byśmy nie byli sobą, gdybyśmy nie postanowili jej trochę zmodyfikować. A więc najpierw pojechaliśmy do Augustowa - prosta i okropnie nudna droga.


Potem kierując się w stronę Suwałk zboczyliśmy z trasy i szutrowymi drogami objechaliśmy dookoła piękne jezioro Wigry, docierając do przepięknie położonego Klasztoru.

 

Następnie zahaczyliśmy o przepiękny Suwalski Park Krajobrazowy. I faktycznie krajobrazy są niezwykłe - górki, pagórki, jeziorka. Po prostu cos wspaniałego. Przy okazji wdrapaliśmy się na jedno z większych wzniesień w tym regionie - Górę Cisową.

 

Następnie skierowaliśmy się w stronę wsi Wodziłki - jest to bardzo ładna i zapomniana wieś, w której jest niesamowity klimat. I tzw. Molenna staroobrzędowców - jest to budynek, coś na wzór cerkwi.

Sfotografowaliśmy wam jak wygląda domek do kąpieli w bani i starą stodołę gdzie ściany są robione z gliny z domieszką słomy.

No i dotarliśmy do Stańczyk - czyli naszego celu podróży. Wysokie mosty budowane jeszcze za cara, wznoszą się przepięknie nad okolicą, po prostu cos pięknego.

A tam nasi znajomi zrzucający niewinnych ludzi z ponad 40metrowych mostów na cieniutkich linkach.
Klimat super - szczególnie podczas nocnych skoków, przy świetle ognisk.

Rano oczywiście musimy pomóc znajomym, bo jakże inaczej - w ich żółtym uazie skończył się gaz, na benzynie nie jeździ, a do tego pomiędzy silnikiem a obudową skrzyni biegów pozostała tylko jedna śruba. Ale co tam, do gazowni się zaholuje a potem to i bez sprzęgła można jechać...
Ale niestety, górki były silniejsze od mojej linki...
W końcu zacholowałem do gazowni i ruszyliśmy z Agą w swoją stronę...


Ok. półmetek za nami.
Teraz droga powrotna.
I znowu - po co jechać utartymi przez miliony turystów i tirów trasami.

Komplikując sobie życie pojechaliśmy na północ, przez Suwałki, następnie do Raczek, a stamtąd do przepięknego miejsca - wsi Dowspuda. Miejsce niesamowite, a szczególnie przepiękna brama - pozostałość po chyba wielkim pałacu Paca.


Dalej - niebieskim szlakiem rowerowym, przedarliśmy się przez naprawdę urocze lasy do tzw. Świętego Miejsca nad rzeką Rospudą. Miejsce niesamowite do wypoczynku i spływu kajakiem.
Co dalej?? Do Augustowa i dalej do Białegostoku?? - pewnie inni by tak zrobili , ale nie my...
Pojechaliśmy dalej niebieskim szlakiem rowerowym, który następnie przeszedł w chyba czerwony. Dzięki temu ominęliśmy Augustów i lasami dostaliśmy się do Studzienicznej koło Augustowa. Tam przecięliśmy trasę na Ogrodniki i pojechaliśmy wzdłuż Kanału Augustowskiego. Obiecaliśmy sobie, że zajedziemy do każdej śluzy na kanale, pomiędzy Augustowem, a granicą naszego państwa z Białorusią.
I tak się stało. Śluzy i kanał są naprawdę godne polecenia. Są to miejsca tak niesamowite i piękne, że obiecaliśmy sobie że tam wrócimy.
Śluzy, jak widać na zdjęciach są różne - bardziej lub mniej zaniedbane, ale wszystkie piękne.

Oto klika zdjęć których chyba nie trzeba komentować:


Do niektórych można dojechać prosto z asfaltowej drogi, do innych trzeba się przedzierać przez las nawet 4-6km - ale warto!!
I tak dotarliśmy do ostatniej dostępnej nam śluzy po stronie polskiej - granicznej śluzy Kurzyniec koło wsi Rudawka. Śluza zdewastowana strasznie, pozostały jedynie strzępy wrót i betonowe słupy mostu zwodzonego. Po naszej stronie dostępu pilnuje Straż Graniczna w pięknym Land Roverze 90, a po drugiej, koło starego namiotu kręcą się Białoruscy pogranicznicy. Po prostu trzeba to zobaczyć.


Od wsi Rudawka, żeby się nie wracać, pojechaliśmy wzdłuż granicy państwa na południe. Trasa była bardzo ciekawa - duży, ciągle padający deszcz, wielkie kałuże na wąskiej leśnej drodze i dookoła gęsty las, a do tego ciągle chodząca po głowie myśl, że około 50 metrów w lewo już jest granica z Białorusią. Pochmurnie i mokro, ale wesoło. Jedziemy tak parędziesiąt kilometrów. Za każdym razem gdy wjeżdżamy w kałuże, na auto pryska nie woda lecz biała ciecz (gleba musi tam być bogata w jakiś minerał - może wapń). Całe auto jest białe, czyste są tylko miejsca gdzie pracują wycieraczki. Jest po prostu przepięknie.
Po jakimś czasie naszym oczom ukazuje się wieś, jedna, druga, potem asfalt - podobna droga, potem asfalt. No to my już w cywilizacji.
Kierujemy się w stronę miasteczka Lipsk nad Biebrzą. W miasteczku tym zatrzymuje nas Straż Graniczna, która jakimś cudem wiedziała którędy jechaliśmy i sprawdzają dokładnie dokumenty i auto. Ale puszczają nas wolno, bo kontrabanda to my przecież nie jesteśmy...
Jedziemy dalej do Sokółki i dalej do Białegostoku.
I tak to skończyła się nasza wyprawa.
Przejechaliśmy długa trasę, w większości poza utartymi szlakami, docierając do naprawdę przepięknych miejsc...
Zmęczenie ale szczęśliwi idziemy spać...

Podstrona wyswietlana 13 razy.

Stefan Ostrowski - www.mojuaz.com
Wszystkie prawa zastrzeżone