Wyprawa 20

Witajcie na kolejnej wyprawie – już dawno chciałem to powiedzieć ale fakt zapuściłem się strasznie – tak dawno już wspólnie nie jeździliśmy że aż wstyd się przyznać.

Ale wreszcie – 13 lutego 2005 roku wyruszyliśmy na kolejna 20 już wyprawę.

Samochodzików było niewiele bo i jakoś czasu na zawiadamianie zbyt dużo nie było.

Przez ostatni tydzień na naszych wschodnich kresach było bardzo mroźno, temperatura powietrza w nocy dochodziła do –25st C ale w przeddzień się ociepliło i w dzień było nieco powyżej zera, już się zaczynałem obawiać czy w ogóle będzie śnieg. Z soboty na niedziele, cała noc podał bardzo mocno śnieg, do tego wiał porywisty wiatr. Pogoda ta była bardzo obiecująca, gdyż niedzielny poranek zacząłem od odśnieżania ponad pół metrowych zasp przed garażem i bramą. Zaczyna się obiecująco – niestety – temperatura powyżej zera...

W przeddzień Kszysiek (Wróbel) postawił u mnie na placu swojego nowo zbudowanego Czapajewa (tzn. z czapajewa jest tam niewiele, większość to Nissan Patrol), wiec podczas odśnieżania zająłem się również jego autem – brak dachu spowodował dość duże nagromadzenie się śniegu wewnątrz J.

Od godzina 9 rano – Wróbel majstruje coś przy swym Czapajewie, ja zbieram do Uaza klucze, podnośnik i linę, w tym czasie dzwoni już Rafał, który już czeka w umówionym miejscu... zwykle to oni się spóźniają a ja jestem na czas...

Około godziny 9.30 spotykamy Rafała Marcina (Nissan Patrol) i jedziemy do Supraśla, dokładnie o 10.00 jesteśmy u Grzegorza, jego czarny Patrol już przygotowany...

Tak na marginesie – Grzegorz wcześniej jeździł czarnym uazem, którego sprzedał, sprzedał też swoja osobówkę i kupił Patrola – tylko ja zostaje ze starym oryginalnym uazem...

No to już komplet, mapa w dłoń – jak się okazało Grzesiek, wytyczył na swojej mapie identyczna trasę do tej która wytyczyłem niegdyś wraz z Agnieszką (co za zbieg okoliczności).

Dość tego wstępu – jedziemy...

 

Szybko docieramy do lasu – śniegu po zderzaki, do tego jest bardzo mokry i momentalnie robi się śliski i dość trudny do jazdy.

Po drodze mamy naprawdę przepiękne widoki. Śnieg tworzy piękne kompozycje na słupach płotów szkółek leśnych

Jak już wspomniałem – śnieg ciężki do jazdy, pozatym wiejący wiatr sprawił że miejscami sniegu jest naprawę dużo, często Grześkowy Patrol (który przecierał nam szlak) musiał być wspomagany przez ludzi.

Jedziemy więc dalej – i podziwiamy widoki. Czasami wskakujemy na jakaś już rozjeźdżoną drogę, ale tylko po to by zaraz znowu wskoczyć na nieprzetarte zaśnieżone szlaki

Czasami musieliśmy puścić przodem cięższy sprzęt, tzn. Czapajewa i Wranglera – ich wielkie koła i mocne silniki przecierały nam trudniejsze odcinki trasy.

Jedziemy więc dalej...

Nie wiem jak Wróble i Gosia wytrzymali taka pogodę w otwartym aucie... ale po ich minach wideć, że chyba nie było im zimno... twarde sztuki

No i zaczyna się prawdziwa zabawa. Wjeżdżamy w bardziej pagórkowaty teren, niestety nie widać co jest pod śniegiem... tym bardziej zabawa jest ciekawa

Partrol nie dał rady, do ataku przystępuje Czapajew, w którym tylko gwiżdże turbo sprężarka. Wielkie koła szybko dogrzebują się do piachu i wyrywa go z miejsca- pierwszy szczyt zdobyty, jeszcze tylko wepchać resztę i jesteśmy.

A przed nami największy szczyt na jaki musimy się wdrapać tego dnia, czyli Góra Św. Anny.

Teren jest bardzo ciekawy, po prawej i lewej stronie mocne spadki w dół, tak więc nie ma innej drogi tylko do przodu.

Pierwszy rusza Grzesiek Patrolem – jednak oprócz dość łagodnego podjazdu po górę mamy jeszcze mały łuk w lewą stronę i jednocześnie trawers z nachyleniem w prawą stronę. W normalnych warunkach – byśmy się tu nawet nie zatrzymali, ale przy bardzo mokrym śniegu, auta ssuwaja się w lewo opierając się o drzewa.

 

Grzesiek musiał skapitulować – wiec przodem rusza Czapajew. On też ma problemy, ale lekkie auto, ze spuszczonym nieco powietrzem z kół i naszą pomocą wdrapuje się na szczyt.

Teraz wyciągarka w ruch i reszta aut pomalutku zostaje wciągnięta na górę, oczywiści jednocześnie jest asekurowana by nie ściągnęło na prawą stronę.

Tylko Wrangler jako ostatni wjechał o własnych siłach na sam szczyt.

I jesteśmy na samej górze – widok piękny

Ciekawym wąwozem zjeżdżamy z góry. Dojeżdżamy do wsi Królowy Most, potem kierujemy się na tzw. Trakt Napoleoński, którym dojedziemy już do miejsca gdzie zaplanowaliśmy ognisko.

I to by było chyba na tyle.

Myślę, że wycieczka podobała się nam wszystkim.

Oczywiście najlepiej sprawiały Wranglwer i Czapajew, które zostały bardzo dobrze przygotowane do takich wyjazdów, mój uazie i dwa Patrole na nie najlepszych oponach jakoś jeździły, raz lepiej, raz gorzej. Ale było fajnie.

Do zobaczenia następnym razem!!!

 

Zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć, gdzie znajdziecie więcej fotek z tej wyprawy.

Foto: Stefan i Paweł

Opis: Stefan (zielony Uaz)

Podstrona wyswietlana 10 razy.

Stefan Ostrowski - www.mojuaz.com
Wszystkie prawa zastrzeżone