Chorwacja 2015

Tytułem wstępu:

Relacja ta powstawała prawie każdego dnia. Tak więc jest to zapis „prawie na żywo” tego co się działo.

Nie modyfikowałem tekstów po przejeździe, nie starałem się ubarwiać i poprawiać tego co napisałem „na kolanie”. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Zapraszam do lektury.

Uczestnicy:

Aga i Stefan- czyli my i nasze pociechy Piotrek 6 lat i Gabrysia 2 lata. Oraz nasz camper na podwoziu VW T4 2,4 D z zabudową EuroSky 550

Asia i Leszek z Kubą – 5 lat i Agą. Oraz ich zestaw VW Touran 19 TDI + przyczepa.

 

Dzień 1 - 28,06. 2015 roku - niedziela

Dzień wcześniej spakowaliśmy naszego kampera. Jednak ostatnie przygotowania zajęły nam nieco więcej czasu niż się spodziewaliśmy i zamiast o godzinie 8 to po 9 ruszmy ku słońcu !!

Trasa prosta: Polska – Słowacja – Węgry – Chorwacja – Jeziora Plitvickie.

Trasa wydawała się łatwa i szybka. Niestety tak nie było. W Polsce do Lublina było super. Potem była makabra. Wioska, miasteczko, wioska i tak w kółko. Poza tym duże podjazdy.

Tankowanie przed granicą i Słowacja.

Oczywiście zamiast zatrzymać się na granicy i zakupić winiety my popruliśmy dalej. Omijamy pierwszy króciutki kawałek słowackiej autostrady i na stacji kupujemy winiety 30 dniowe na Słowację.

Jedziemy. Ogólnie droga taka sobie, ale są kawałeczki autostrad więc jakoś idzie – na pewno lepiej niż w Polsce.

Mijamy granicę z Węgrami. Na granicy są winiety ale tylko za gotówkę, a u nas tylko karty w kieszeniach. Więc jedziemy dalej i za około 20 km stajemy na stacji na nocleg. Jest godzina 23. Przebieramy dzieci zasypiamy. Nic nam nie przeszkadza. Ruch na stacji czy przejeżdżające auta. Po prostu śpimy.

 

Dzień 2 – 29.06 2015 roku – poniedziałek

Rano – około godziny 6 kupuję winietę 30 dniową na Węgry – cena około 134 zł – niestety taryfa D2, czyli auta do 3,5 tony i campery. Auta z przyczepiam kempingowymi mają taniej.

Śniadanko i w drogę ku słońcu.

Pogoda dopisuje, humory też. Kilometry mijają szybko. Wjeżdżamy na ładne, równe i super oznakowane Węgierskie autostrady i jedziemy. Mijamy Budapeszt, Balaton. Obiadek na stacji i ani się obejrzeliśmy a już granica z Chorwacją.

Kolejek nie ma, wjeżdżamy na przejście graniczne. Odprawa symboliczna. Pokazujemy dowody osobiste. Pogranicznicy węgierscy oraz chorwaccy zaglądają tylko przez okno do kampera i życzą nam miłego pobytu.

Wjeżdżamy na autostrady Chorwackie. Pobieram bilecik i jedziemy dalej. Zagrzeb i zaraz bramki, zjazd na krajową 1 ku Jeziorom Plitvickim.

Trasa biegnie malowniczo przez góry. Dużo ciekawiej niż na autostradach ale za to częsta redukcja na 4 i 3 bieg.

Dojeżdżamy do polecanego na forach kempingu Korana. Kemping ładny, zadbany. Prysznice, ciepła woda przez cały czas – wszystko w cenie. Mimo ponad 100 zł za dobę to wiemy za co płacimy i jesteśmy bardzo zadowoleni.

Z kempingu odchodzi autobus do parku narodowego Jezior Plitvickich o godzinie 9, a wraca około 17.

My planujemy jednak rano wyruszyć, zaparkować przy wejściu na parkingu. Potem jechać dalej ku Adriatykowi.

Wieczorne piweczko i śpimy.

 

Dzień 3 – 30.06.2015 – wtorek

Wstaliśmy około 8. Śniadanko, prysznic, obsługa camperka – ścieki, kaseta i ruszamy na zwiedzanie.

Mijamy wejście nr 1 do Parku i parkujemy na parkingu przy wejściu nr 2. Kupujemy bilety i ruszamy w drogę. Z wózkiem dziecięcym jest dość ciężko, ale też dużo do przejścia więc się przydaje.

Wszystko jest tu dobrze zorganizowane. W cenie biletu przeprawy promami, kolejka.

Zwiedzamy i nie możemy uwierzyć własnym oczom. Trochę to bajkowe, trochę przejaskrawione, jakby ktoś kolory nam sztucznie podkręcił. Jesteśmy zachwyceni.

 

 Zmęczeni wracamy na parking i ruszamy ku morzu.

Planowaliśmy początkowo pobyt na wyspie Krk w m. Baśka. Jednak po obejrzeniu relacji kolegi z forum karawaning.pl napaliliśmy się na wyspę Rab. Ostatecznie podczas przejazdu przez góry decydujemy się na m. Baśka i wyspę Krk.

Tak więc jedziemy... ostre podjazdy, serpentyny. Kamperek ma co robić. Bieg 3, na zakrętach 2 i jesteśmy na szczycie. Zaczynamy zjeżdżać w dół początkowo dość spokojnie, potem zaczynają się ostre zjazdy i znowu redukcja na 3 i 2 bieg by nie męczyć zanadto hamulców... i nagle ukazuje się cudowny widok Adriatyku. Małych i większych wysepek. Zatrzymujemy się by zrobić kilka zdjęć. Jest coraz piękniej.

Dojeżdżamy do miast Senji. Skręt w prawo w kierunku Północy i jedziemy wzdłuż Adriatyku. Super droga. Miasteczka przyklejone do skał, zatoczki, słońce i morze. Właśnie o to mi chodziło !!

Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na zakupy w Lidlu i dalej ku wyspie Krk.

Rondo i zaraz bramki przed mostem. Opłata dla 2 taryfy – 46 kun i przejeżdżamy przez most. Dalej przez wyspę ku miejscowości Baśka. Przed samą miejscowością trzeba pokonać dość sporą górę. Podjazd jest uciążliwy. Wdrapuję się 25 km/h na 2 biegu... wreszcie na górze. Potem znowu redukcja na 2 bieg z racji dość ostrego zjazdu. I jest m. Baśka !!

Kierujemy się ku kempingowi Zablace. Dojazd ładnie oznaczony i prowadzi pod sam szlaban kempingu. Parkujemy i idziemy do recepcji. Dla kampera w strefie C – czyli tej bez parceli + 2 osoby dorosłe + dziecko 6 lat + 2 letnie dziecko za free – płacimy 27 euro za dzień pobytu.

Otrzymujemy komplet przepustek na baseny w pobliskim hotelu oraz spa, kartę do bramy kempingu i toalet przy plaży. Jedziemy szukać miejsca i ostatecznie parkujemy przy samej recepcji. Co prawa dość daleko do plaży ale za to blisko toalet, łazienek, placu zabaw i co najważniejsze - w cieniu !!

Rozstawiamy nasz obóz. Podłączamy prąd do zapełnionej już skrzynki. Kolejne rozgałęziacze i mamy 230 V 

Piwko i kładziemy się spać.

Parę słów o kempingu:

Wielki kemping, dożo parceli zajętych, ale strefa C – czyli ta tania bez parceli i prawie pusta. Dużo miejsca ale niestety na słońcu bez cienia. Jednak da się znaleźć cień. Toalety czyste i sprzątane dość często. Woda non stop ciepła. Stanowiska do prania, oddzielne do zmywania naczyń z cieplutką wodą. Miejsce do obsługi kampera. Do dyspozycji są też baseny w pobliskim hotelu. Super sprawa dla zmęczonych słoną wodą i upałem na plaży.

 

Dzień 4 1.07.2015 - środa

Budzimy się grubo po 8. Powolny rozruch. Śniadanko, kąpiel i na plażę !! Plaża kamienista ale dzieciaki jakoś dają radę i odnajdują się w tych kamieniach i żwirze. Ja zakładam płetwy, maskę i idę nurkować... plażujemy do obiadu.

 

Szybki obiadek i ruszamy po południu na zwiedzanie miasta Baśka.

Miasto urokliwe i takie jak sobie wymarzyłem. Deptak przy samej plaży zamieniający się w port. Obok domki przyklejone do skały i pozlepiane ze sobą. Wewnątrz miasteczka wąskie uliczki, schodki. Jest wspaniale. Po długim spacerze wracamy do kamperka i spać...

 

  

Dzień 5 2.07.2015 – czwartek

Powtórka dnia wczorajszego. Tyle, że robi się coraz cieplej.

 

 

Dzień 6 3.07.2015 – piątek

Podczas wczorajszego plażowania nawiedził nas naganiacz na rejsy statkiem. Trochę się napaliliśmy. Sprawdziliśmy ile to kosztuje w samym porcie przy statku. Okazało się, że cena jest podobna więc dziś skoro świt wstaliśmy i ruszyliśmy o 8 na statek „Angelika”. Cena wynegocjowana przez Leszka stanęła na 330 kunach za osobę i darmowe dzieciaki. W cenie rejs, śniadanie, obiad oraz zwiedzanie miasta Rab.

O 9 ruszyliśmy !!

Jest fajnie ale głośno jak to na statku. Zajęliśmy miejsca pod pokładem w klimatyzowanym pomieszczeniu. Zaraz po wypłynięciu dostaliśmy po kieliszku Rakij, soku lub winie i kanapce. Opełliśmy wyspę Rab i zacumowaliśmy w porcie miasta Rab. Tam czekała na nas już przewodniczka która niestety mówiła tylko po Chorwacku, Niemiecku i Angielsku. Tak więc my odłączyliśmy się od wycieczki i z przewodnikiem w ręku ruszamy na własne zwiedzanie.

Miasto przepiękne. Palmy, wąskie uliczki, zabytki. Ale też gorąco. Dla nas nawet trochę za gorąco. Do tego brak wiatru... ledwo chodzimy. Dzieciaki jedzą lody i wciskamy w nie duże ilości wody.

O 13 meldujemy się na objedzie w czterogwiazdkowym hotelu. Obiadek na zasadzie szwedzkiego stołu i o 15 ruszamy dalej w rejs.

Opływamy wyspę Rab od strony południowej i wpływamy w piękną zatokę Zavratnica. Cumujemy i ruszamy na kąpielisko. Jest pięknie. Do tego nasza córeczka zasypia więc mamy trochę odpoczynku. Kąpiel, nurkowanie przy zatopionym wraku statku i po 3 godzinach ruszmy dalej... Gabrysia się budzi tuż przez odpłynięciem.

Rejs wzdłuż wybrzeża, potem wyspa Goły Otok gdzie było więzienie dla więźniów politycznych i powrót około 18.30 do portu w m. Baśka.

Fajny dzień. Jesteśmy bardzo zadowoleni z rejsu.

Wieczorem wybieramy się jeszcze na rower wzdłuż wybrzeża, piwko i spać.

    

    

Dzień 7, 8, 9, 10 czyli od 4-7 .07.2015 – od soboty do wtorku

Kolejne dni upływają na piciu zimnego, prawie zamrożonego wina, oglądaniu termometru na którym we wtorek temperatura w cieniu osiągnęła 36,6 stopnia. Do tego nie dajemy rady już leżeć na plaży więc leżymy przy basenach, a kąpiemy w basenie wewnątrz budynku gdzie jest chłodniej i nie ma słońca. Na plaże chodzimy po godzinie 17, a do miasteczka około 19-20, czasami pieszo czasami rowerami zwiedzając okolicę.

Stwierdzamy z Agą, że już dłużej nie damy rady i trzeba się ruszyć. Za gorąco, słonej wody mamy dość. Więc decydujemy o powrocie i postoju na basenach termalnych w Lipot na Węgrzech.

We wtorek wieczorem z poznanymi sąsiadami z Częstochowy idziemy na bardzo miłą kolacje składająca się z ryb i owoców morza. Jest miło, sympatycznie i bardzo uroczo. Piwko i Rakija bardzo posmakowały. Naprawdę było super !! Za co jeszcze raz Bardzo Dziękujemy !!

  

  

Dzień 11 – 8.07.2015 roku – środa

Wstajemy jak zwykle około 8.30. Śniadanko, pakowanie i kąpiel. Rozliczamy się za kemping, żegnamy ze znajomymi z Częstochowy którzy ruszają dopiero po południu i w drogę.

Boimy się trochę jak się będzie podróżowało w taką temperaturę ale nie jest źle wentylacja kampera okazuje się dość dobra. Tak więc tankujemy, robimy zakupy i jedziemy pięknymi autostradami ku granicy z Węgrami.

Cały czas jest upalnie jednak tuż przed granicą z Węgrami widzimy ciemne, a nawet czarne chmury. Zaczyna wiać wiatr i to takki dość mocny. Zatrzymujemy się na ostatnich bramkach przed granicą. Pytam kasjera o pogodę. Opowiada, że 10 km stąd padał przed chwila grad wielkości piłek do golfa. Trochę to niepokojące bo wiatr wieje w naszym kierunku.

Granica z Węgrami. Wieje niesamowicie. Szybkie sprawdzenie ilości ludzi i zgodności z dowodami i jesteśmy na Węgierskiej autostradzie. Wieje coraz mocniej. W oddali widzę dwa malutkie wiry powietrza które przechodzą nad autostradą. Wieje !! Kamperem ciąga na boki, a że wieje z boku to co róż silniejszy powiew wiatru spycha mnie ku barierkom i przechyla auto. Trochę się bałem... nie na żarty. Szukałem zjazdu z autostrady która była kompletnie pusta. Ale niestety. Dwa zjazdy które widziałem prowadziły w szczere pole... jadę dalej. Zwalniam do około 30 km/h i zaczynam jechać jakbym halsował żaglówką. Gdy jest słabszy wiatr podjeżdżam do osi jezdni, jak ma powiew poddaję się delikatnie... kamperem znacznie mniej miota i już się tak nie przechyla. Do tego deszcze !!! Wrażenia i hałas niesamowity.

Po kilku dziesięciu kilometrach jest parking. Stajemy. Jemy spokojnie obiadek. Wiatr maleje, a my ruszamy dalej.

Zjeżdżamy z autostrady i wzdłuż granicy z Austrią podążamy do Lipot.

Ale deszcz nie ustaje, a nawet się nasila. Więc postanawiamy odpuścić basenowanie w Lipot i kierujemy się ku Słowackiej Bratysławie. Chcieliśmy chłodniej... to mamy około 17-19 stopni.

Nocujemy na Parkingu przy stacji zaraz za granicą po stornie Słowackiej. Przytulamy się do czeskiego kampera i zasypiamy.

 

Dzień 12 – 9.07.2015 – czwartek

Budzimy się około 8 rano. Na parkingu wokół nas już prawie nikogo nie ma. Ale nie przejmujemy się tym. Jemy spokojnie śniadanie, poranna toaleta i zastanawiamy się co robić- w końcu jeszcze trochę urlopu jest.

Postanawiamy pozostawić zwiedzanie – z dziećmi nie ma to sensu i decydujemy zrobić przyjemność naszemu 6 letniemu synowi zakochanemu w dinozaurach... jedziemy do Krasiejowa około Opola do Jura Parku.

Tak więc autostradą docieramy do granicy z Czechami, potem Cieszyn gdzie parkujemy. Szybkie zwiedzanie i pyszny obiad w restauracji... wreszcie coś polskiego !!

Dalej w drogę... Pogoda tragiczna. Leje i wieje. Ale na szczęście się przejaśnia.

Około 17 jesteśmy na parkingu w Jura Parku w Krasiejowie. Idziemy do kasy. Bardzo miła Pani w kasie proponuje nam bilety ze zniżką – bo otwarte do 19 więc mamy tylko 2 godziny.... ale też uprzejmie nam odpowiada, że to mało czasu...

Przekładamy więc zwiedzanie na dzień jutrzejszy. I pytamy o możliwość noclegu na parkingu.

Po raz kolejny bardzo mile nas potraktowano. Oczywiście możemy przenocować w wybranym miejscu do tego wskazano nam punkt poboru wody i toalety przy samych kasach oraz podpowiedziano nam, że jest miejsce na ognisko i możemy korzystać. Do tego Pani w kasie zapewniała nas o całodobowej ochronie i monitoringu tak więc możemy czuć się zupełni bezpieczni. Tak też było.

Rowerki i Aga zrobiła szybkie zakupy w pobliskim sklepie, a ja z Piotrkiem i Gabrysią szykowaliśmy już ognisko.

Ognisko już płonie, kiełbaski się grzeją na patyku, a chleby z masłem czosnkowym też zaraz będą gotowe poukładane na rozgrzanych kamieniach.

Mile spędzamy ten wieczór. Nasz syn jest zachwycony. Nam też ognisko sprawia dużo przyjemności tym bardziej, że temperatura powietrza to około 19 stopni, a przecież 2 dni wcześniej mieliśmy po 36 stopni.

Ognisko dogasa, kąpię Gabrysię i idziemy spać.

    

 

Dzień 13 – 10.07.2015 – piątek

Budzimy się około 8.30. Ale nie chce się wstawać. Kotłujemy się w łóżkach.

Tej nocy pierwszy raz od wyjazdu użyłem nie klimatyzatora ale pieca do ogrzania wnętrza. W nocy było zimno. Może nie tak bardzo ale bałem się, że nasze dzieci i my jesteśmy przyzwyczajeni do innych temperatur i zaraz się przeziębimy. Więc piecyk na leciutkie grzanie był nastawiony całą noc.

Jak zwykle – toaleta, śniadanko i o 10 ruszamy do kas.

Kupujemy bilety – 179zł za rodzinny 2+1 – nasza Gabrysia za darmo bo ma poniżej 4 lat.

Kierujemy się najpierw ku Muzeum Ewolucji Człowieka.

Wchodzimy do budynku i... widzimy inny świat. Czujemy się trochę jak w statku kosmicznym. Zakładamy podane przez obsługę hełmy i kierujemy się do poczekalni skąd zostajemy poproszeni do statku... sala jakby kinowa... siadamy na wygodnych fotelach i ruszamy... kino 5 D... lecimy w czasie. Cała platforma w fotelami się przemieszcza i drga. Lądujemy na początki drogi ewolucyjnej człowieka. Zostajemy skierowani do kolejnej sali i tam dzięki naszym hełmom, każdy indywidualnie w swoim tempie zwiedza muzeum.

Hełmy posiadają wbudowane słuchawki stereo oraz okulary 3D. Wrażenia są niesamowite.

Opuszczamy muzeum które trzeba koniecznie zobaczyć i przeżyć.

Kierujemy się ku bramie JuraParku i zgodnie z planem zwiedzamy – najpierw prehistoryczne oceanarium – oczywiście wszystko w 3D, potem tunel czasu i ścieżka z dinozaurami.

Mój Piotrek jako znawca dinozaurów dokładnie z pamięci pokazuje i opisuje nam wiele prehistorycznych zwierząt.

Potem obiad na trenie JuraParku – niezbyt smaczny... i wsiadamy do kampera.

   

 Około 14.30 ruszamy do domu. Do przejechania mamy około 500 km.

Trasa mija szybko. Dzieci najedzone i wymęczone zwiedzaniem zasypiają. Jedziemy równo i bez problemów... aż docieramy w okolice Warszawy. Mapy google pokazują, że w Markach na wylocie z Warszawy w stronę Białegostoku jest wielki korek. Postanawiam więc skręcić na Grójec i dalej przez Górę Kalwarię ominąć Warszawę. Wszystko szło pięknie ale niestety... korek na długości około 3 km skutecznie nas wyhamował. Ostatecznie wracamy do domu około godziny 23. Przenosimy dzieci do łóżek, łyk Chorwackiego wina i też leżymy w łóżkach.

Podsumowanie:

Przechleliśmy około 3300 km

Koszt całej wyprawy w zaokrągleniu – 5100 zł.

Z czego wydaliśmy między innymi:

  • na paliwo – 1248 zł
  • kempingi: - Korana przy Jeziorach Plitvickich – 106,29 zł, Zablace – Baśka na wyspie Rab – doba 27 euro, łącznie 1061,53 zł
  • winieta na Słowację 30 dniowa – 61,33 zł, Węgry 30 dniowa – 134,16zł, Chorwackie autostrady i most na Krk - 182 zł.
  • wejściówka do parku Plitvickie Jeziora – łącznie 2+1 – 104,63 zł ; JuraPark Krasiejów – 176 zł (Bilet rodzinny 2+1

 

Kilka słów o kempingach:

Udało nam się trafić chyba dobrze. Kemping Korana w okolicach Jezior Plitvickich – cichy spokojny, dobre i czyste toalety i prysznice. Wszystko w cenie.

Kemping Zalace w m.Baśka na wyspie Krk – godny polecenia. Duży ale za to dostęp do wygód typu baseny w cenie pobytu. Do tego blisko miasta i morze. Można znaleźć bez problemu cień. Place zabaw dla dzieci i animacje do maluchów.

Trasa:

Zrobiłem błąd jadąc z Białegostoku na Lublin i dalej na Barwinek. To był najgorszy etap podróży. Dziś pojechał bym z Białegostoku na Cieszyn, potem przez Czechy do Zylina i autostradą do Bratysławy. Dalej w autostradami w kierunku Wiednia, i Lubliniany. Potem w kierunku Rijeki.

Tak trasa na pewno sprawiła by więcej radości.

A tu mapa naszej trasy: Mapa

I reszta zdjęć: Zdjęcia

Film z rejestratora - Część trasy od Kempingu Korana (j.Plitvickie) do m. Baśka.

 

Podstrona wyswietlana 17 razy.

Stefan Ostrowski - www.mojuaz.com
Wszystkie prawa zastrzeżone