Wyprawa 4

Tekst i zdjęcia Adrian Tolkacz.


    Jest 30 wrzesień 2001 roku. Stoimy na Cmentarzu Miejskim przy ulicy Raginisa. Punktualnie o 11.00 na parking wjeżdża zielony Uaz Stefana. Chwile potem mkniemy piękną droga w kierunku Supraśla. Na miejscu czeka na nas załoga Tarpana Honkera. Korzystamy z chwili czasu i robimy ostatnie niezbędne zakupy w pobliskim sklepie spożywczym. Z pełnym kompletem pasażerów ruszamy w kierunku Krynek, chwile później, odbijamy w bok i od tego miejsca na dobre rozstajemy się z asfaltem. Leśna droga którą jedziemy nie wymaga jed nak jeszcze zapięcia 4x4, zjeżdżamy wiec w przsieke. Od tego miejsca nasza prędkość szlakowa zdecydowanie spada, zaczyna się przeskakiwanie przez powalone pnie, precyzyjne wymijanie konarów, przebijanie się przez małe bagienka, czasem jakieś grzybobranko. Wreszcie dojeżdżamy do pierwszej poważnej przeszkody terenowej. Aby wyjechać z lasu trzeba pokonać rów odwadniający pole- głęboki i bagnisty. Pierwszy postanawia ruszyć Grzesiek Honkerem, ale na początek trzeba przygotować miejsce przeprawy. Do rowu trafia ją najróżniejszej wielkości gałęzie, w ruch idą siekiery, a na końcu wpada tam dość ciężki samochód. Z wyjazdem pojawiają się pewne problemy, tył się zapadał w czarne bagno, a przód nie mógł złapać przyczepności na torfowej skarpie. Grubsze gałęzie wrzucane kilkanaście minut wcześniej okazały się jednym z elementów skutecznie blokujących pojazd w rowie, dobrze wie o tym Grzesiek który z tylko znanym sobie poświęceniem wyrywał je. Nie pomogła ręczna wyciągarka, nie pomogło również wyciąganie do tylu Honkera p rzez Uaza a potem mojego Jeepa. Objechaliśmy lasami i polami nasz 1,5 metrowy OS, aby spróbować wyciągnąć Tarpana przodem, znowu jednak zabiegi nasze okazały się bezskuteczne, torfowe podłoże nie dawało odpowiedniej przyczepności, Kola kręciły się w miejscu. Po dwóch godzinach walki poszliśmy z piwem do traktorzysty. Ursus C-360 trochę się męczył, ale w końcu wyciągną Honkera. Wyczyściliśmy rów z gałęzi i ruszyliśmy w dalsza drogę. Zatrzymaliśmy się dopiero na ładnej polanie z wyznaczonym miejscem do paleni a ogniska. Piwo, kiełbaski, pamiątkowe zdjęcie i po około godzinnej przerwie ruszamy do Walił zatankować nasze średnio oszczędne pojazdy. Robimy kilkanaście kilometrów wąskimi leśnymi drogami, aż wreszcie zatrzymujemy się nad brzegiem rzeki Supraśl w miejscowości Surażkowo. Z przeciwnego brzegu nadeszła w naszym kierunku krowa, a ponieważ nie była ani przez chwile zanurzona wyżej niż po uszy postanawiamy przeprawić się samochodami przez bród. Tym razem pierwszy rusza Stefan swoim niezawodnym Uazem, ja Cherokezem zaraz po nim, a na końcu Grzesiek Honkerem. W parę minut później trzy samochody stały już twardo na drugim brzegu. Trzymając się wyłącznie polnych i leśnych dróg docieramy po zaraz po zachodzie słońca do Supraśla. Dla załogi Honkera wyprawa się już zakończyła, my natomiast wzmocniliśmy się kawa i ruszyliśmy w drogę powrotna do Białegostoku... asfaltem.

Od siebie chciałbym dodać, że przejechaliśmy 100km (nie licząc dojazdu do Supraśla - około 60km). Pogoda była przepiękna, a jesienne lasy dostarczyły nam wielu niezapomnianych widoków. Stefan Ostrowski

Podstrona wyswietlana 47 razy.

Stefan Ostrowski - www.mojuaz.com
Wszystkie prawa zastrzeżone